Hej, na imię mam Robert.

Na tym portalu dzielę się wszystkim, czego nauczyłem się o budowaniu udanego życia, nawet jeśli nie masz wielu talentów i dobre zdrowie nie jest Twoim największym atutem. Jak w moim przypadku.

Powstał on głównie z myślą o Klientkach mojego gabinetu terapii Techniką Bowena.
Robert Jastrzębski
W największym skrócie:

To nie jest mój główny biznes


Jesteś zmęczona poradami celebrytów, guru fitnessu i innych ludzi, których głównym źródłem dochodu jest mówieni Ci jak być „fit” w życiu? Jesteś we właściwym miejscu. modustao.pl nie jest moją główną działalnością.

Nie wierzę w „szybko” i „łatwo”


W necie wszyscy wydają się zauroczeni szybką wygraną. Skróty. Sposoby. Tricki. Uważam, że uganianie się za nimi to prosta recepta na porażkę. Stawiam na budowanie: odpowiednich umiejętności życiowych i nawyków.

Wierzę w jakość ponad ilość


W budowaniu udanego życia nie chodzi przede wszystkim o pieniądze. W korporacyjnym czy biznesowym wyścigu łatwo zatracić się w pogoni za wypłatą. A równowaga wszystkich aspektów życia to podstawa. Daje wolność.

O co mi chodzi z tym ... i zdrowiesz to?

Ten portal jest przede wszystkim o kształtowaniu mentalności, zdobywaniu umiejętności i budowaniu nawyków oraz zarządzaniu swoim potencjałem, czyli rzeczach bardzo przydatnych w życiu ludzi dużo pracujących, szczególnie kobiet robiących karierę w korporacjach czy prowadzących własne biznesy.

Z doświadczenia terapeutycznego wiem, że wśród osób „mierzących wysoko” istnieje przekonanie o dwóch ścieżkach życia:

  • poświęcenie kariery, aby móc cieszyć się udanym życiem osobistym,
  • poświęcenie się karierze, kosztem życia osobistego, przede wszystkim rodzinnego.

Każda z tych ścieżek zakłada poświęcenie jednej wartości dla drugiej. Ale najgorsze w tym jest to, że w obu przypadkach bardzo często poświęcana jest jeszcze jedna wartość. ZDROWIE.

Jestem pewien, że znasz co najmniej kilka takich przypadków, a może nawet tak właśnie jest w Twoim życiu.

Ale ja jestem tutaj, by Ci powiedzieć, że nie musisz wybierać.

Możesz odnieść sukces na drodze Twojej kariery ORAZ w Twoim życiu osobistym ORAZ, co być może jest szczególnie ważne, cieszyć się dobrym zdrowiem i korzystać długie lata z owoców Twojego sukcesu.

Nazywam to Potrójną Wygraną. Takie 3 w 1.

Moim zdaniem można życie "zoptymalizować", aby każdy jego aspekt czy element został odpowiednio "dopatrzony" i nie stał się źródłem problemu. Szczególnie nasze zdrowie.

Aby wejść na orbitę Twojego potrójnego sukcesu i utrzymać się na niej, potrzebujesz tylko: skutecznego planu lotu, efektywnego napędu Twoich odpowiednich umiejętności i automatycznej siły nośnej Twoich dobrych nawyków.

Tylko tyle, bo to naprawdę jest dosyć proste. Ale również aż tyle, bo będzie to wymagać od Ciebie zdobycia wiedzy jak to zrobić, konsekwentnego jej wdrażania i wielokrotnego opuszczania Twojej strefy komfortu dla wypracowania nowych umiejętności i nawyków. Dlatego tak niewielu się na to decyduje i dlatego tylko nielicznym się to udaje.

Ale kiedy to Ci się uda, korzyści dla Twojej „życiowej produktywności” będą niezwykłe i sprawiają, że Potrójna Wygrana jest możliwa.

W przeciwieństwie do powszechnie panującego trendu nie wierzę w skuteczność pracoholizmu. Stałem się człowiekiem bardzo produktywnym, mimo że nie pracuję kilkanaście godzin na dobę.

Od kilkunastu lat praktykuję jogę. Ćwiczenia stały się moją codziennością i jednym z wielu nawyków. To pozwala mi żyć całkiem zdrowo mimo wielu obciążeń, które dostałem w „genetycznym spadku”.

Przetestowałem na sobie wiele diet, bo musiałem coś zrobić ze wspomnianym "spadkiem". Z własnego doświadczenia widzę, że zbudowanie dobrych nawyków żywieniowych nie jest ponad siły "zwykłego Jastrzębskiego".

Kiedy nasza córka miała poważne kłopoty ze swoim zdrowiem, porzuciłem pracę jako inżynier i stałem się terapeutą.

Po pierwsze dlatego, że akademicka medycyna miała do zaoferowania jedynie mocno ryzykowną ingerencję chirurgiczną, a fizjoterapie różnego typu pomagały na bardzo krótko.

Po drugie, mój przewlekły stres związany z moją dotychczasową pracą był dla mnie zbyt wyniszczający, a jego konsekwencje dla moich najbliższych mocno uciążliwe (mówiąc delikatnie).

Dlatego postanowiłem „zbudować” moje życie od nowa. Lepiej.

Budowanie udanego, "holistycznego" życia jest twórczą pracą. Bo dobrze żyć to sztuka i aby mieć takie właśnie życie musisz opanować dobrze „życiowe rzemiosło”.

Moja filozofia życiowa opiera się na wypracowaniu efektywnego sposobu myślenia oraz rozwijaniu umiejętności i budowaniu nawyków potrzebnych do realizacji planów, zarówno zawodowych, jak i prywatnych, z uwzględnieniem i ochroną naszego najważniejszego "assetu". Zdrowia.

Tę filozofię stosuję do wszystkiego, co robię w życiu i dobrze mi ona służy.

Jeśli zatem chcesz mieć udane całościowo oraz ... długie i w miarę zdrowe życie, a nie jesteś "okazem zdrowia" i "ucieleśnieniem wszelkich talentów", to mogę Ci wiele podpowiedzieć i wierzę, że możesz na tym bardzo skorzystać.

Czasem wystarczy posłuchać 10 minut podcastu ... i zdrowiesz to, co zmieni Twoje życie. Na dobre.

A jeżeli życie „odcisnęło swoje piętno”, Twoje zdrowie pogorszyło się, masz kłopot z przewlekłym stresem albo, po prostu, potrzebujesz „resetu”, znajdziesz tu również informacje o moich zabiegach Techniką Bowena i moim gabinecie terapeutycznym.

Marek Bracha zdjęcie z autografem

Przed spotkaniem z Robertem miałem problemy z kręgosłupem. Odczuwałem silny dyskomfort oraz ból pod prawą łopatką. Podczas naszej pierwszej rozmowy wspólnie doszliśmy do wniosku, że najprawdopodobniej moje dolegliwości są na tle stresowym. Po kilku zabiegach ból ustąpił i dyskomfort minął! Technika Bowena pod rękami Roberta sprawdza się znakomicie. Co więcej, zabiegi są tak przyjemne, że prawie mogą uzależnić. Mam świadomość, że ze względu na mój tryb pracy i związany z nim stres, problem z kręgosłupem może kiedyś powrócić, ale wiem, że ...

... zawsze mogę liczyć na Roberta i mu w pełni zaufać!

Marek Bracha

Pianista

O tym wszystkim jest właśnie ten portal. Więcej o zasadach, którymi kieruję się w życiu możesz dowiedzieć się z mojego Manifestu.

W mniejszym skrócie:

O mnie, o Tobie i sukcesie w życiu.


O Tobie.

Zacznijmy od Ciebie, bo dlatego tu jesteś.

Zapewne jest wiele sposobów na udane życie. Nie znam ich wszystkich, ale mogę pokazać Ci, co sprawdziło się w moim przypadku i służy mi świetnie do teraz.

Aby zbudować udane życie, potrzebne są przede wszystkim trzy filary, które będą stanowić trwały fundament, opokę dla Twojej „konstrukcji”. Na nich ją oprzesz, więc muszą być mocne i stabilne. Te trzy filary to:

  • Odpowiednia mentalność
  • Odpowiednie umiejętności i nawyki
  • Odpowiedni poziom energii

Mówię „trzy filary” i już wiele osób, wyłącza tę stronę w przeglądarce.

I to jest OK, bo nie ma sensu marnować niczyjego czasu.

Ale skoro Ty nadal to czytasz, to mam dla Ciebie wiadomość: zapewnienie „odpowiedniości” będzie wymagało zaangażowania i pracy z Twojej strony, ale nie wymaga niewiadomo jakich zdolności czy wiedzy i jest w zasięgu niemal każdego.

Skoro mnie się udaje, to „nie ma bata” żeby Tobie poszło gorzej.

Po pierwsze, zbudowanie odpowiedniej mentalności wymaga jedynie skorygowania sposobu widzenia świata i siebie, poprzez uświadomienie sobie i odrzucenie wielu popularnych mitów psychologii oraz wdrożenie efektywnych sposobów pracy z obiema częściami naszych umysłów. Ze świadomością i podświadomością.

Kiedy podświadomy umysł musi wybrać pomiędzy głęboko zakorzenionymi emocjami i logiką, emocje prawie zawsze wygrają.

T. Harv Eker

Po drugie, opanowanie odpowiednich umiejętności i zbudowanie dobrych nawyków jest głównie kwestią ilości pracy, którą w to wkładasz i sposobu, w jaki to robisz. Im więcej pracy w to włożysz, tym lepiej, ale kluczem do sukcesu jest tutaj konsekwencja.

Codziennie rób jedną rzecz, która cię przeraża.

Eleanor Roosevelt

Po trzecie, zapewnienie poziomu energii, odpowiedniego do realizacji Twoich zamierzeń, sprowadza się głównie do wypracowania dobrych nawyków żywieniowych, znalezienia dla siebie aktywności fizycznej, którą polubisz i będziesz praktykować w miarę regularnie oraz wypracowania i wdrożenia strategii zarządzania „złodziejami energii”, w tym głównie przewlekłym czy nadmiernym stresem.

Silny, odnoszący sukcesy człowiek, nie jest ofiarą swojego otoczenia. Tworzy on sprzyjające warunki. Jego własna, nieodłączna siła i energia wymuszają, by sprawy potoczyły się tak, jak chce.

Orison Swett Marden

I tyle.

A skąd ja to wiem?

Cóż, to prowadzi do części o mnie …

… czyli historia faceta z kanapy

Znasz te historie ludzi, którzy już w podstawówce, a najdalej w liceum, wiedzieli kim chcą zostać, jak będzie wyglądać ich życie i czego w nim dokonają. Historie ludzi, którzy jak się wydaje, mieli to zrozumienie na czym polega życie i co trzeba w nim robić, aby ich marzenia urzeczywistniły się. Tak, jakby tę wiedzę wyssali z mlekiem matki. Jakby mieli to w żyłach. Jakby to było oczywiste i naturalne.
Cóż, chciałbym, aby tak zaczynała się moja historia. Prawda jest jednak taka, że moja droga do udanego życia wyglądała zupełnie inaczej.
Stare zdjęcie
To zdjęcie przedstawia mnie jakieś rok, może dwa, po ślubie i po narodzinach naszej córeczki.

Kanapa w dużym pokoju, zapewne jakaś gazeta o komputerach i zapewne piwko gdzieś niedaleko. Z twarzy? Chyba wyglądam na szczęśliwego i zadowolonego? Czy rzeczywiście byłem?

Po kilkudziesięciu latach widzę, że wtedy zawiodłem.

Zdrowotnie dałem ciała. Literalnie i w przenośni. Jak widać. Po roku od ślubu nie mieściłem się w mój ślubny garnitur. Kilka lat później ważyłem sporo ponad kwintal.

Niedługo potem okazało się, że niezdrowa dieta obnażyła dwa spośród problemów zdrowotnych, które odziedziczyłem po przodkach: skłonność do nadciśnienia i dnę moczanową.

W wieku trzydziestu kilku lat brałem pigułki na nadciśnienie i miałem kilka napadów dny rocznie. Milurit, który łykałem na obniżenie poziomu kwasu moczowego spowodował zaburzenia hematologiczne, które towarzyszą mi do dzisiaj.

Rodzicielsko byłem tragiczny (diagnoza własna). O wychowaniu dziecka wiedziałem tyle, ile pamiętałem z mojego dzieciństwa. O inteligencji emocjonalnej nawet nie zdawałem sobie wtedy sprawy, nie mówiąc o jej doskonaleniu.

Parafrazując słowa Joanna Kołaczkowskiej z kabaretu Hrabi: „… ściągnąłem se z netu fajne błędy wychowawcze, brałem po kolei te błędy i robiłem …”.

Finansowo nie było źle. Jako inżynier zarabiałem zawsze kilka średnich krajowych. Tylko okazało się, że ja chyba niezbyt trafnie wybrałem sobie wykształcenie i zawód.

Nie powiem, że nie lubiłem mojej pracy, ale żebym się w niej spełniał i żeby przynosiła mi ogromną satysfakcję też nie.
Frustracja, przewlekły stres i brak działań zaradczych z mojej strony przekładały się na coraz częstsze i dotkliwsze (szczególnie dla otoczenia) zmiany nastroju i wybuchy złości. To z kolei miało fatalny wpływ na nasze życie rodzinne.

Jak sądzę każde małżeństwo przechodzi przez jakieś kryzysy, ale nasze przetrwało tylko dzięki mojej ukochanej żonie. Powiedzieć, że przechodziliśmy kryzysy to eufemizm.

Z perspektywy czasu, za szczególnie dewastujące i bezsensowne uznałem te chwile, kiedy problemy powodowane przez moją pracę wpływały negatywnie na moje życie rodzinne.

Ale chyba najbardziej zawiodłem intelektualnie.

Nie sądzę, abym mógł aplikować o członkostwo w Mensie, ale moje IQ było wystarczająco wysokie, aby wszystko to „ogarnąć” na wczesnym etapie, zamiast męczyć innych i siebie przez kilkanaście lat.

Zawiodłem, bo nie zrobiłem tego odpowiednio wcześniej.

A dlaczego zawiodłem? Czemu tego nie zrobiłem? Przecież mogłem. Miałem „zasoby”.

Bo byłem przekonany, że dużo wiem. Niemalże wszystko. I byłem pewny, że mam rację (chociaż akurat to rozmijało się z prawdą najbardziej).

Każdy głupiec może wiedzieć. Chodzi o to, żeby zrozumieć.

Albert Einstein

Zrozumienie.

Kiedy przyszło moje zrozumienie? Kiedy nasza kilkunastoletnia wtedy córka zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem.

Nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Jechaliśmy na narty do Austrii. Po pizzy zjedzonej pod Wiedniem schyliła się, aby zawiązać sznurówkę i już została w tej pozycji, krzywiąc się z okropnego bólu w okolicy lędźwiowej.

Po powrocie do domu były prześwietlenia, konsultacje, diagnoza i … coś na kształt wyroku: konieczna operacja.
Jeśli ktoś widział tę długą listę rzeczy, których nie wolno robić po operacji kręgosłupa, to może sobie wyobrazić, jak to wpłynęło na młodą dziewczynę.

Odbierający radość i chęć życia ból fizyczny córki i podobnie destrukcyjny ból psychiczny rodziców patrzących, jak ich dziecko powoli i na czworakach „pełznie” do łazienki oraz jeden czy dwa wyjazdy w tygodniu, na tę czy inną formę fizjoterapii, które nie pomagały na dłużej niż kilka dni. Taka była nasza rzeczywistość przez następnych wiele miesięcy.

I coś musieliśmy zrobić z tą rzeczywistością. Cała nasza trójka.

A ja musiałem też zrobić coś ze sobą.

Tak właśnie przyszło zrozumienie.

Niestety, nie doznałem olśnienia. Nikt i nic nie ukazało mi się wskazując odpowiedni kierunek. Czułem się jak małe dziecko, które zgubiło się w gęstym lesie podczas zabawy w podchody.

Ale właśnie wtedy podjąłem decyzję o zmianie.

Pewnie do końca życia będę zadawał sobie pytanie: czy jako taki, a nie inny ojciec, przyczyniłem się jakoś do tego, co spotkało naszą córkę? To trochę jak brzemię i wiem, że nigdy nie uzyskam odpowiedzi (chociaż zwolennicy „Medycyny Germańskiej” z pewnością mi jej udzielą).

Niemniej, przyszło mi wtedy do głowy, że jak bardzo kiepskim nie byłem mężem i ojcem (nie mam pewności czy to jest poprawna polszczyzna?), zawsze mam możliwość zmiany siebie i „odrobienia”, chociaż w części, tego, co popsułem.

Nie wiedziałem dokładnie jak to zrobić.

Znakomicie wiedziałem zaś, że będzie trudno, ale cel jest tego warty.

Zmiana czyli czas na działanie.

W moim przypadku zmiana zaczęła się od powrotu po śladach, które zostawiłem.

Do miejsc, w których byłem. Do zdarzeń, które przeżyłem. Do źródeł moich dotychczasowych wyborów.

Zacząłem od poznawania. Samego siebie. Ten proces trwa zresztą do dziś. Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że mój powrót do źródeł byłby krótszy i łatwiejszy, gdybym wcześniej trafił na książki Sineka, De Mello czy Tholle.

Potem dołączyła świadomość jak ma wyglądać moja droga i dokąd ma mnie zaprowadzić. A przede wszystkim tego, co jest dla mnie ważne w życiu i jakie wartości są na górze mojej listy.

To był czas intensywnego zdobywania wiedzy i doświadczenia. Wszelkiej możliwej i tego najpotrzebniejszego na daną chwilę. Wiedzy zarówno teoretycznej, jak i nowych umiejętności. Doświadczenia nabytego przy okazji wielu niepowodzeń, ale też niemałej liczby sukcesów.

Od psychologii, po hipnozę. Od Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i Ajurwedy, po bioenergoterapię. Od fizjologii i anatomii, po dietetykę.
Czas na zmianę - czas na barwy ...

Jeśli wybierasz się "w bój", pomocne są Manifest, hasła na sztandarach i barwy. Moje znajdziesz na modustao.pl

To był czas, kiedy nauczyłem się czegoś wspaniałego, co wynagradza mi konsekwencje „błędu nieświadomej młodości”, czyli tego, że nie zostałem lekarzem (tak właśnie myślę).

Nauczyłem się terapii Techniką Bowena. Ba, nawet zostałem jej Mistrzem.

Był to też czas przebijania się przez szum informacyjny naszych czasów, oddzielania ziarna od plew, sprawdzania co działa, a co nie.

I czy można to zrobić samemu?

Kiedy mogłem działać sam, dobrałem odpowiednie narzędzia. Kiedy nie mogłem, poprosiłem o pomoc tych, którzy umieją pomóc.

Kiedyś inni pomogli mi, ale to ja podjąłem odpowiednie działania.

Dzięki tym działaniom jestem dzisiaj szczęśliwym człowiekiem, pełnym zapału, marzeń, pomysłów, realizującym się w pełni, kroczącym drogą rozwoju osobistego i wiodącym wspaniałe życie rodzinne.

Czy dokonałem tego wyłącznie sam? W pojedynkę? Ależ skąd!

Bez wytrwałości, wsparcia, wiedzy, cierpliwości, zdolności mentorskich i miłości mojej wspaniałej żony - byłoby to niemożliwe.

Bez wiary w „proces”, zamiast oczekiwania natychmiastowej gratyfikacji - bardzo trudne.

Bez odpowiednich ludzi, których spotkałem na swojej drodze w odpowiednim czasie - trwałoby to znacznie dłuższej.

Moje doświadczenie mówi mi: im więcej pomocy z zewnątrz tym lepiej.

Wiem, że niektórzy nie lubią prosić o pomoc. Sam taki byłem.

Ale uwierz mi: poproś świat o pomoc, a będzie Ci dana.

Skoro mnie się udało - TOBIE TEŻ SIĘ UDA!

Jak już wiesz, jestem certyfikowanym przez The Bowen Therapy Academy of Australia terapeutą Techniki Bowena, znanej także jako BOWTECH® lub BOWENWORK®. Możesz to sprawdzić w trzech prostych krokach:

Raz ...


Dyplom-1

Dwa ...


Dyplom-2

Trzy ...


Dyplom-3

Rozpiera mnie duma na myśl o posiadaniu tych trzech certyfikatów.

Bo to oznacza najwyższy poziom umiejętności i daje mi prawo używania oficjalnego tytułu:

MISTRZ TECHNIKI BOWENA

Ossie i Elaine Rentsch ... oraz ja :)
... a najbardziej jestem dumny z tego, że poznałem osobiście i uczyłem się od niesamowitych Ossiego i Elaine Rentsch, czyli ludzi, którzy zdobyli swoją wiedzę bezpośrednio od Mistrza - Toma Bowena :)

O sukcesie w życiu.

Z uwagi na szczupłość miejsca i zdecydowaną niechęć do zanudzania kogokolwiek, pozwól że na koniec ograniczę się do kilku kwestii.

To była dla mnie ciężka „lekcja życia”.

Gdybym mógł wybierać, nie chciałbym tego robić w takich okolicznościach. Ale mam też podejrzenie, że tę zmianę odkładałbym latami, a może nawet w nieskończoność, gdyby nie opisane okoliczności.

Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo jestem zadowolony, że zdecydowałem się na nią w moim życiu. Myślę też, że świat również „odetchnął” z ulgą. Ten mój świat, najbliższy. Bo poza nim nikogo to nie interesuje.

Teraz (dopiero) wiem CZEGO chcę, ale przede wszystkim wiem DLACZEGO tego chcę.

I, co być może jest najważniejsze, wiem JAK będę do tego dążył.

Twoje marzenia i cele mogą być inne od moich. Bo to Twoje życie. Ale przynajmniej jedno nas łączy: Ty też chcesz osiągnąć sukces w życiu.

Powtórzę się. Zapewne jest wiele sposobów na udane życie. Nie znam ich wszystkich, ale mogę pomóc Ci, jeśli zechcesz podążać ścieżką, którą ja podążam.

Przez wszystkie doświadczenia, których byłem uczestnikiem, nabrałem ogromnego zaufania do „mojej metody”. Uważam, że jest bardzo uniwersalna i skuteczna.

I dlatego, jeśli nie masz lepszej alternatywy albo całkiem nie masz pomysłu od czego zacząć, skorzystaj z niej.

Ty i ja mamy tylko po jednym życiu, które możemy uczynić lepszym.

To życie ma skończoną liczbę godzin. Kropka.

Jeżeli Twój świat nie wygląda tak, jak sobie wymarzyłaś, jeżeli zmagasz się z nim zamiast czerpać radość z życia, jeżeli próbujesz rozwiązać jakiś problem i ciągle nie znajdujesz właściwego sposobu, by to uczynić, to oznacza tylko tyle, że czegoś jeszcze nie rozumiesz.

A to wywołuje u Ciebie stres. Jeśli taka sytuacja trwa długo, ten stres przybiera najgorszą formę - chroniczną.

Jeżeli Ty tego nie zmienisz z własnej inicjatywy, życie najprawdopodobniej wymusi to na Tobie i będzie to raczej gorszy (czytaj trudniejszy) scenariusz, niż w pierwszym przypadku.
Stresss ... brrr

Każda godzina przeżyta przez Ciebie w chronicznym stresie jest godziną straconą. Nieodwracalnie.

Akceptujesz taką stratę? Ja nie.

Każda godzina przeżyta przez Ciebie w chronicznym stresie przybliża moment, w którym wyczerpie się Twoja energia, za to pojawią się problemy ze zdrowiem.

Godzisz się na taki scenariusz? Ja nie.

Warto rozmawiać. Zwłaszcza z dziećmi :)
L'amour ...

Każda godzina przeżyta przez Ciebie w chronicznym stresie, to o godzinę mniej szczęśliwych chwil. Twoich chwil. Twoich chwil z najbliższymi dla Ciebie osobami.

Stać Cię na to? Mnie nie.

Pracujesz w korporacji, a nie w buddyjskim klasztorze. Prowadzisz własny biznes, a nie kółko parafialne.

Trudno oczekiwać, aby z najlepszym nawet nastawieniem mentalnym, udało Ci się uniknąć wszystkich codziennych stresów. Taki "dżob". A ja nie mam możliwości odjęcia Ci obowiązków, zmiany Twojego szefa czy dobrania innych podwładnych.

Ale mogę pomóc Ci dostosować się i żyć całkiem dobrze.

Być pełną energii. Żyć zdrowo. Mieć dobry nastrój. Z zadowoleniem realizować Twoje cele.

Nauczyłem się tak żyć, abym nie musiał przepraszać mojej córki za to, że znowu podniosłem głos ...

Jeśli coś miałabyś wyciągnąć z mojej lekcji, to chciałbym, abyś zrozumiała, że budowanie udanego życia jest żmudną, twórczą pracą, ale można ją zoptymalizować tak, aby nawet taki gość jak ja, poradził sobie z tym. A skoro tak, dla Ciebie to będzie spacerek.

Dobrze żyć to sztuka i aby mieć takie właśnie życie musisz opanować dobrze „życiowe rzemiosło”, na które składają się przede wszystkim Twoje umiejętności i nawyki.

Nie sięgamy do poziomu naszych oczekiwań, spadamy do poziomu naszych umiejętności.

Archiloch

Jestem tu, aby Ci pomóc.
Rodzina, ach rodzina :)

Skoro dotarłaś aż tutaj, to coś mi mówi, że jesteś już gotowa i zdeterminowana, aby wprowadzić zmianę w Twoim życiu i szukasz odpowiedzi w kluczowych kwestiach.

Być może odnosisz wrażenie, że to ile i jak pracujesz kosztuje Cię zbyt wiele?

Być może „doszłaś już do ściany” i wiesz, że tak dalej nie dasz rady?

Być może widzisz, jak bardzo cierpią z powodu Twojego przewlekłego stresu ukochane osoby?

Uwierz mi, byłem dokładnie w takiej samej sytuacji.

Z pewnością nie wiem wszystkiego, ale z miłą chęcią podzielę się z Tobą moją wiedzą i doświadczeniem, które pozwoliły mi dojść tu, gdzie jestem na mojej drodze życia i być ...

... szczęśliwym.

Bardzo szczęśliwym :)

Co dalej zatem?

Nazwij mnie idealistą, ale chciałbym coś pozytywnego wnieść w życie tylu ludzi, ilu się da. Życie jest niesamowite i chciałbym dodać do niego coś wartościowego. Nie wiem jeszcze, jak to dokładnie urzeczywistnić i jaką formę to przybierze?

Na dzisiaj jest to gabinet terapeutyczny i moje produkty cyfrowe (warsztaty, blog, podcast etc.). Jutro być może jakiś projekt charytatywny? Zobaczymy.

Czy mi się uda? Nie wiem.

Jedno wiem, że muszę doskonalić siebie i swój „warsztat”. Dlatego, jak radziła Eleonora, codziennie wychodzę poza moją strefę komfortu i robię przynajmniej jedną rzecz, która mnie przeraża.

Podejmuję się coraz trudniejszych wyzwań i projektów, aby pewnego dnia być tak dobrym i mocnym, by zmienić świat. Choćby w skali nano. Choćby to miało znaczenie tylko dla setek, a nie milionów.

A co Ty możesz zrobić?

Oto, co sugeruję Ci zrobić teraz ...

Zgodnie z zasadami marketingu, powinienem w tym miejscu zaprosić Cię do:

(A) kupienia jednego z moich produktów, albo ...

(B) zapisania się (przynajmniej) na moją listę (żebym mógł zaoferować Ci moje produkty).

Ale zamiast tego chciałbym zaprosić Cię do „przeklikania” mojej strony.

Rozejrzyj się, to tu, to tam. Posłuchaj moich podcastów. Obejrzyj kilka z moich video.

Zobacz, czy podoba Ci się to wszystko?

Jeśli tak, to rozważ opcję (B) powyżej.

Dziękuję za Twój czas i mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce!
Mój podpis
PS. Jeśli już teraz, od razu, chcesz sprawdzić, co mam fajnego dla Ciebie, po prostu, zapisz się na mój newsletter.

Zapisz się używając linku zamieszczonego na dole tej strony, a dostaniesz ode mnie prezent wprost do Twojej skrzynki mailowej.

Co to za prezent?

Jakiś czas temu jedna z moich klientek z dużej polskiej korporacji przeżywała poważy kryzys i była w naprawdę głębokiej depresji. Starając się jej pomóc jakoś dodatkowo, poza prowadzoną terapią Techniką Bowena, przyszło mi do głowy, że może jej "zfokusowanym" na negatywach, a jednocześnie bardzo nieuporządkowanym myślom będzie można nadać bardziej koherentny i pozytywny charakter.

Dlatego zmapowałem proces, którego użyłem, aby odkryć moje własne „Dlaczego” i przedstawiwszy go w postaci prostego schematu przekazałem jej, jako przykład do analizy i ewentualnego wykorzystania.

Czy jej tym pomogłem? Mam nadzieję. Teraz pracuje w małej zagranicznej firmie i widać wyraźnie, że bardzo odżyła.

Dlatego, jeśli akurat jesteś w podobnym miejscu na Twojej drodze życia zapisz się na mój newsletter, a ja prześlę Ci ten plik mailem w podziękowaniu, mając nadzieje, że Cię zainspiruje.

Będziesz mogła wykorzystać ten schemat jak chcesz i kiedy chcesz. Mam tylko prośbę. Jest to dokument prywatny, może nawet trochę osobisty. Nie sprzedaję go i nie rozdaję każdemu. Dlatego proszę nie rozpowszechniaj go. Ja daję go Tobie i tylko Tobie.

A dodatkowo otrzymasz mój DARMOWY krótki kurs, dzięki któremu będziesz mogła odkryć Twoje "Dlaczego".

I wszystko to z powodu mojej wiary. Wiary w Ciebie i Twój sukces.

Bez swojego "Dlaczego" (jeszcze)? Bez problemu.

Zrozumienie własnego „Dlaczego”, czyli przyczyny, która skłania nas do robienia tego, co robimy, jest ważne dla naszego ogólnego samopoczucia. Poczucie celu w życiu nie tylko obniża nasze emocjonalne reakcje na złe rzeczy, które się nam przydarzają, ale także sprawia, że nasze poczucie własnej wartości jest mniej zależne od tego, czy dobre rzeczy się przydarzają, czy nie.
Wyobraź sobie, że jesteś we wspaniałym nastroju, pozbyłaś się przesadnych reakcji emocjonalnych na codzienne stresory, a twoja sytuacja finansowa uległa znaczącej poprawie i to bez konieczności ciągłego zamartwiania się, jak to wszystko osiągnąć?
To właśnie pokazują wyniki badań i istnieje coraz więcej dowodów na to, że posiadanie poczucia celu w życiu jest niezaprzeczalnie wartością, którą warto mieć i rozwijać.
>